..opublikowałem poniedziałek, 4 grudnia 2017 13:57

Katalizator

Post na temat:
Nastrój:

(sen prawdopodobnie z drugiej połowy listopada, 2017)

Byłem tam już kiedyś. Wiedziałem o tym, rozpoznając cienie zachowanych wspomnień, świadomości. Obszerny dom w którym się znalazłem, robił na Mnie swoiste, trudne do uchwycenia wrażenie... jakby przebywało w nim coś zapomnianego, a jednocześnie domagającego się głosu. Ona. Tak. Pamiętałem m.in. , ulotnie ale jednak - jak mieszkała wówczas (dłuższy czas temu) na pierwszym piętrze). Dziś w miejscu gdzie znajdowały się schody doń prowadzące - ziała pustka, a przejście w suficie niezdarnie zamurowano. We śnie przybrała postać małej dziewczynki - wiedziałem jednak iż jest to złudne, bardziej przypominając "zamrożony w czasie kadr", niż formę odzwierciedlającą wiek.

Pamiętam, że (podczas Mej teraźniejszej wizyty) wśród aktualnych mieszkańców tego przybytku (grupy młodych chłopców, jak gdyby uczniów w mundurkach?) wzbudzałem jakieś większe zainteresowanie, przyciągałem uwagę; z jakiegoś powodu postrzegali Mnie jako kogoś wyjątkowego. Oni jednak nie byli z tych czasów i nie pamiętali... dla nich ten dom był czymś zupełnie innym: to co uważali za całość, było tylko mniejszą jej częścią - do większej bowiem zagrodzono dostęp, pieczętując weń (więżąc... intencjonalnie, czy też nie?) pozostałe Dusze. W tym (a może była tam sama, nie mam pewności)... Początkowo kojarzyła Mi się z konceptem nawiedzającego ducha, w którymś momencie przestraszyła Mnie nawet - gdy wzbiłem się wyżej, lewitując w jakiejś szopie, w której Mój towarzysz (ktoś, kto również częściowo pamiętał tamte czasy, czasy z przeszłości) przeprowadzał jakiś rodzaj inspekcji/rekonesansu. Ja wzbiłem się wyżej (pamiętam, iż przez chwilę zastanawiałem się czy wejść konwencjonalnie po drabinie ;) ) zauważając, iż istnieje pewna kondygnacja nieodgrodzona, prawdopodobnie z uwagi na swoje dość wysokie usytuowanie (ktoś pomyślał, że jest za wysoko, by trzeba się było nią przejmować). Tak, duchy nie mogły skakać - niemniej przestrzeń była otwarta, gdybym chciał mógłbym tamtędy się doń przedostać, odczuwałem jednakowoż strach. I zapewne ów strach sprawił, iż przestraszyła Mnie jakimś filmowym efektem - szczęśliwie rychło zdałem sobie sprawę, iż to nie Ona straszy i szokuje, lecz Moje podświadome, podyktowane skojarzeniami obawy (podziękować filmom) - i było to dla Mnie bardzo cenne spostrzeżenie, było i jest nadal - gdyż otworzyło Mi oczy, jak również nauczyło w jaki sposób dotrzeć do prawdziwej istoty, nie obleczonej w formę projektowaną podświadomością postrzegającego.

...

Kadr który najbardziej Mnie poruszył, miał miejsce jeszcze w sali z chłopcami. Wyglądało to tak, jakby w którymś momencie udało Jej się zejść tutaj, "wchodząc" tymczasowo w ciało jednej z fizycznych osób. Ja w jakiś sposób również to zrobiłem (co nie jest dla Mnie do końca zrozumiałe - czyżbym sam był innym duchem?... choć wcześniej dla chłopców widzialnym i jak najbardziej wchodzącym w interakcje?). Wiem tylko, że w którymś momencie spotkaliśmy się właśnie tam, w obcych ciałach - ale z natychmiastowym rozpoznaniem w oczach. Miała intencję zająć miejsce przy jednym ze stolików, zapytałem czy chciałaby usiąść Mi na kolanach. Zszokowało Mnie, w jakim jest stanie: sprawiała wrażenie cierpiącej, na swój sposób straumatyzowanej, bardzo zmęczonej. Kiedy wczuwałem się w to wszystko by lepiej zrozumieć sytuację, odniosłem wrażenie jakby przyczyną wszystkiego było wspomniane "uwięzienie" - jak gdyby coś sprawiło, że utknęła w tym miejscu, w tym domu, w tej przestrzeni (być może trzymały tutaj jakieś emocje, być może jakieś tragiczne doznanie - miałem wrażenie, że potrzebuje określonego katalizatora, którym - domyślałem się - że jestem). Wtedy, w cielesnej formie, rozpoznałem i objąłem siedzącą na Mych kolanach. Potem, przemieszczając się już swobodnie między snem a jawą, domyślam się że na powrót opuściliśmy ciała, zabrałem stamtąd czując jak gdyby na tym właśnie polegała Moja rola, jak gdybym po prostu przyszedł odebrać, wreszcie. Serce krajało Mi się ze świadomości, jak długo czekała, a nade wszystko co czuła, w jakim była stanie. Kiedy na powrót oswobodziłem (i Siebie) z fizycznej formy, koncentrowałem się przede wszystkim na witalizowaniu Jej Moją energią, ciepłem i miłością, starając się objąć i przeniknąć całą polem owych uczuć, rozświetlić, regenerować. Zabrać stąd nareszcie.

Po przebudzeniu długo jeszcze kierowałem część Mej świadomości w ten wątek, w tą intencję - wiedząc, iż niezależnie od zabawy tutaj, część Mnie nadal jest obecna Tam, przy Niej - i nadal mogę koić, stopniowo, powoli, z przemożną nadzieją skuteczności. Czułem, iż mam możliwość połączenia się z Nią w każdej chwili - zapewne za pomocą tego, co Bruce Moen określa mianem "State-Specific Memory".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz