Niewylansowane spokój i statyka

..opublikowałem pewnego sierpniowego wieczoru...

Post na temat:
Nastrój: neutralny

Czasem trafi się film szczególnie w Moim guście, zauważalnie nieszablonowy, z "Tym Czymś" w sobie... co ujmuje konkretnie Mnie. Niedawno miałem przyjemność doświadczyć takowego.

O tym iż będę miał do czynienia ze specyficzną produkcją, mogłem spostrzec się już od samego początku: dziwnie wydłużona scena, właściwie pozbawiona puenty, czy uzasadnienia (!). Przez chwilę jeszcze brałem pod uwagę, iż być może był to rodzaj jakiegoś niesztampowego "intra" - szybko jednak przekonałem się, iż początkowe ujęcia nie są ani trochę oderwane od całości filmu, pełnego scen serwowanych w takim właśnie duchu: wydłużonych, spokojnych, wydawałoby się nieuzasadnionych.

Szereg rzeczy sprawia, iż ten konkretny obraz wyjątkowo przypadł Mi do gustu. Rozmyślając o nim doszedłem do wniosku, iż właściwie przypomina bardziej wideobloga, niż film. Za owe odczucie odpowiadają nie tylko nienaturalnie wydłużone sceny, ale i ich treść: nie tworzy ona jakiejś zgrabnej fabuły, z początkiem, rozwinięciem i końcem - przedstawia raczej najnormalniejsze rzeczy z życia głównego bohatera, będąc pod tym względem świetnym "dokumentem", odpowiadającym na pytanie "Jak może wyglądać życie takiej osoby na co dzień?".

Johnny za kierownicą.Johnny za kierownicą.

Oglądając, czułem się nawet nie jakbym oglądał dokument, lecz właśnie wideopamiętnik: prywatny zapis bohatera z własnej codzienności. Innym skojarzeniem są wideoblogi na YouTube - pełno tam materiałów w takim właśnie tonie.

Świetny patent na krojenie ziół :)Świetny patent na krojenie ziół :)

Co ciekawe, dyskusyjnym jest spoglądanie na owe wydłużone sceny, jako nienaturalne - wydają się bowiem takimi tylko wtedy, gdy porównać je z klasycznymi filmami, do których przywykliśmy. Z drugiej jednak strony, jeżeli zadalibyśmy Sobie pytanie któremu filmowi bliżej do realizmu, to właśnie "Somewhere" okaże się autentyczny, bez dwóch zdań. W dodatku może wręcz otworzy Nam oczy na to, co naprawdę otrzymujemy w klasycznej hollywodzkiej formie: tylko zarysy, zasygnalizowanie tematu.

Wiele jest scen w tym filmie, których w stereotypowej produkcji nigdy nie wzięto by pod uwagę - może co najwyżej urywkowo (wystarczy przecież tylko chwila, aby widz "załapał" o co chodzi - klasyczne filmy pełne są skrótów myślowych). Tu otrzymujemy jednak odwrotność: zamiast zasygnalizowań zdecydowanie pełniejsze sceny, zamiast reprezentatywnych treści, spokojną, charakterystyczną dla bohatera normalność.

Spokój jest tu również istotnym słowem-kluczem, charakteryzującym produkcję, emanując zeń dość intensywnie. To - plus wspomniany autentyzm - sprawia, iż film oglądało Mi się znacznie ciekawiej, niż klasyczną formę: czułem się bowiem jak gdybym doświadczał prawdy, miast sztucznych uogólnień i uproszczeń.

Urok ów objawia się również w postaciach bohaterów - główna para: ojciec (Johnny Marco) z nastoletnią córką. Johnny - pomimo sławy i renomy w jakie obrósł jako aktor, nie szpanuje, nie lansuje się, z niczym nie obnosi. Nie jest też typem przeciwległej skrajności: chronicznie nieśmiałym, nieudolnym, wzbudzającym żal i/lub śmiech. Jest neutralny, normalny, "w porządku".

Aura odpoczynku i relaksu.Aura odpoczynku i relaksu.

Podobnie jego córka, Cleo - co ciekawe, ani nie zadziera nosa z uwagi na sławnego ojca, ani nie gra ciągle zdziwionej, czy też pod wrażeniem luksusów w jakie opływa. Nie czyni mu też awantur, choć niejednokrotnie spodziewałem się, że - skoro już się pojawiła - to pewnie właśnie po to, by "rozkrzesać jakieś iskry" . Okazało się jednak, iż absolutnie nie - co najwyżej sporadycznie uważny widz może wyłapać pewne wymowne spojrzenia, niemniej nic za tym nie następuje, nie zapowiadają żadnej burzy, żalu, czy pretensji. Córka wpasowuje się w życie ojca równie dobrze, jak on sam - jak również zachowując podobny balans: zero szpanu - zero "focha" . Jej emocje wyraźniej widzimy tak naprawdę tylko raz, a i to nie robi z tego sprawy - raczej przez chwilę naturalnie wyraża, iż dana sytuacja (z matką) jest dlań poruszająca, czuje się pozbawiona bezpieczeństwa i oparcia.

Jeżeli spojrzeć na fabułę "z góry", urzekło Mnie iż właściwie nie wiadomo o co chodzi - kiedy w konwencjonalnych produkcjach zamysł twórców jest zwykle nad wyraz wyrazisty i czytelny, w tej produkcji - jeżeli mielibyśmy ograniczyć się do pierwszego wrażenia - możemy spokojnie odnieść wrażenie, iż właściwie o nic nie chodzi . To co widzimy, dokumentuje / ilustruje co prawda codzienność bohatera, nie układa jednak tych "puzelków" w jaskrawo widoczną historię, nie ukierunkowuje ich w żadną stronę. Właściwie nie czujemy się jak gdybyśmy oglądali jakąkolwiek historię - lecz jak gdybyśmy zapoznawali się z wideoblogiem bohatera: jak przystało na wideobloga, zwykle pozbawionym zamysłu (po prostu ilustrującym codzienność: "O, tak wygląda mój dzień"). W dodatku nie odnosimy wrażenia iż Johnny przedstawia ten dzień Nam - lecz bardziej sobie (jak gdyby dokumentował to dla własnej satysfakcji).



Niezależnym atutem filmu jest... Ferrari 360 Modena, którego główny bohater jest posiadaczem - a które poznajemy już od pierwszych kadrów w niemalże kontemplacyjnej scenie, podczas której Johnny robi kilka okrążeń. Co szczególnie ciekawe i zaskakujące, Modenę widzimy w filmie jeszcze wiele razy - efektownie wypełniającą opisywane już "przedłużone" sceny, dając Nam posłuchać pięknych, bardzo wiernie oddanych odgłosów silnika V8...

Ferrari 360 Modena "wychodzi na scenę" :)Ferrari 360 Modena "wychodzi na scenę" :)

Piękne auto *.*


W tym motywie również pojawia się nieszablonowy element: w którymś momencie ten piękny samochód, sprawiający wrażenie jak gdyby reżyser chciał się nim pochwalić lub darzył wdzięczną adoracją, ulega awarii (a więc mit zburzony, jakże można było pokusić się o tak niemarketingową scenę ;) ). Tak czy owak, to nie koniec - gdyż u zwieńczenia fabuły wóz zostaje wręcz porzucony (!). Nie przeszkadza to jednak, by podczas seansu od czasu do czasu zastanawiać się, czy to nie Modena miała być prawdziwym głównym bohaterem ;) .Porzucić taką ślicznotkę!!! :)

...choć i jemu potrafi zdarzyć się usterka.

Brak komentarzy:

Co o tym sądzisz?

Moje Audycje:

  • Molium (audycja przemyśleniowa - myśli inspirowane literaturą),
  • Źródło Kreacji (rozwój osobisty oraz duchowy, Świadoma Kreacja Własnej Rzeczywistości),
  • Thomas Cafe (porady i ciekawostki z przeróżnych tematów);

Projektuję:

Czytam:

  • "Singapur, czwarta rano" (Marcin Bruczkowski)
  • "Human Devolution: A Vedic Alternative to Darwin's Theory" (Michael A. Cremo)
  • "Ogród Marzeń (Barbara Delinsky)
  • "Gwiazda Pandory - Inwazja" (Peter F. Hamilton)
  • "Fingerprints of the Gods" (Graham Hancock)
  • "Futu.re" (Dmitry Glukhovsky)