OpenSUSE - błogosławieństwa użyteczności
..opublikowałem pewnego majowego wieczoru...
OpenSUSE - błogosławieństwa użyteczności
Użyteczność, którą doceniam ostatnimi czasy
Kiedyś termin "usability" nie istniał dla Mnie w ogóle, kiedy poznałem go po raz pierwszy, nie wychodził poza ramy web-designu, w którego kontekście się z nim zetknąłem. Z czasem zacząłem jednak przypatrywać się Mojemu "komputerowemu" doświadczeniu i rozpatrywać je pod kątem usability - a więc tzw. "użyteczności" właśnie.
Użyteczność - czym jest pokrótce? Tym, w jaki sposób dany program/interfejs ułatwia Ci życie (oszczędza czasu, pracy... myślenia) - oraz jak dobrze mu to idzie. Usability, to również czytelność programu, jak i przejrzystość interfejsu.
Ostatnimi czasy przeszła Mi przez myśl nie tyle świadomość usability obecnej w różnych miejscach, na bardzo przyzwoitym poziomie - jak i wdzięczność z niej wypływająca. To właśnie przykładom tej "żywej manifestacji użyteczności" chciałbym poświęcić dzisiejszy artykuł. Do dzieła więc !
Google Reader - Czytnik Google
Rozpoczynam niepozornie, gdyż nie tyle od programu, co od tzw. "aplikacji web(owej)" - czyli programu, z którym obcujesz jak z normalną stroną internetową. Jeżeli Google Reader nie jest Tobie jeszcze znany, pozwolę Sobie wytłumaczyć pokrótce i w wielkim uproszczeniu, iż jest to strona internetowa, zbierająca newsy ze wszystkich innych interesujących Ciebie stron. Innymi słowy, jeśli posiadasz jakiś zestaw serwisów, z którymi chciałbyś/abyś być na bieżąco, Czytnik Google jest dla Ciebie (zakładając, iż serwisy te publikują tzw. "kanały RSS", ale dzisiaj nie będziemy wchodzić w te detale techniczne ).
Czytnik Google "czyta" więc nowości z tych stron internetowych, których śledzeniem jesteś zainteresowany/a, a precyzyjniej przedstawia Ci te nowości, jako jedną dłuuuugą stronę do przewijania. Pomijając już usability wynalazku RSS samego w sobie (ileż oszczędności, nie potrzebując przeglądać ręcznie kilkudziesięciu stron, mając wszystkie ich nowości zebrane w jednym miejscu!), warto zauważyć jak sprytnie Google Reader działa... Wyobraź Sobie, iż przeglądasz właśnie stronę z newsami. Czytasz dane newsy, po czym przewijasz stronę dalej, by przejść do następnych. W tym niepozornym procesie zwyczajnego przewijania strony ujawnia się geniusz Google: wszystkie newsy, które przewinąłeś/przewinęłaś (a więc te, które zniknęły z ekranu), zostają automatycznie oznaczone jako przeczytane (!), dzięki czemu program nie będzie niepotrzebnie przypominał Tobie o nich po raz kolejny - jak i dzięki czemu nie ma w ogóle konieczności ręcznego oznaczania czegokolwiek, jako "przeczytanego" (aby już więcej do tego nie wracać). Miło i przyjemnie, a przede wszystkim: użytecznie.
Nieistniejący już dziś GoogleReader.
FBReader - czytnik e-booków
FBReader, to androidowy (przeznaczony dla systemu operacyjnego Android) program, służący do czytania e-booków, czyli książek w formie elektronicznej. Większość znanych Mi osób nie przepada za czytaniem książek na komputerze, ze Mną nie jest jeszcze tak drastycznie - niemniej od niedawna zacząłem zauważać, że:
- Podczas czytania książki na komputerze po pewnym czasie daje się we znaki, że komputer (w tym przypadku 17"-calowy notebook z podstawką chłodzącą oraz jeszcze jedną podstawką) waży ;) .
- Podczas czytania książki na komputerze po pewnym czasie daje się we znaki... ostre, bijące z ekranu światło (w dodatku na ekranie z podświetleniem LED, jakby tego było mało ;) ).
Finalnie rzecz biorąc, mając niejaką słabość do "elektronicznej" lektury, nie mogłem i Ja nie zauważyć pewnych niedogodności... których pozbawiona jest mała i lekka komóreczka (a dokładniej smartfon z Androidem). Sięgnąłem więc po program do czytania książek - który co prawda nie czyta ich za Mnie, za to zdecydowanie usprawnia Mi obcowanie z lekturą. W jaki sposób to czyni? Przede wszystkim, wyobraź Sobie iż zacząłeś/aś już czytać jakąś książkę z pomocą tego programu. Przeczytałeś/aś kilka stron, po czym wyłączyłeś/aś program (a może całą komórkę), żeby nacieszyć się światem rzeczywistym . Wieczorem jednak przyszło Ci do głowy, iż znów miło byłoby poczytać, a więc włączasz (komórkę i) program, a tu... zaskoczenie: pierwsze co widzisz, to tekst czytanej przez Ciebie ostatnio lektury, w dokładnie tym miejscu, na którym ostatnio ją zakończyłeś/aś. Cudowne, nieprawdaż?
Poza tym, rzecz drobniejsza acz również warta wspomnienia w kontekście użyteczności: program ma możliwość przełączenia wyglądu ekranu w tryb nocny - strona z tekstem jest wówczas prezentowana na kojącym, czarnym tle - zamiast bijącego w nocy po oczach, jasnego.
Pidgin - komunikator internetowy
Pidgin jest komunikatorem internetowym (ściślej rzecz biorąc: multikomunikatorem), a więc programem za pomocą którego porozmawiasz z innymi osobami w Internecie, obojętnie czy mają konto na GG, Tlen, MSN (Windows Live Messenger), a może Facebook (Chat) i wiele innych - tutaj zbierasz ich wszystkich w jednym programie. Pomijając już fakt, iż jest to program szybki i lekki (w żadnym razie nie tak "krówkowaty", jak inne, czołowe produkty) - trudno oprzeć się wrażeniu, iż został napisany z jakimś wyraźnym rozmysłem i przejawem inteligencji. Szczególnie ekstatyczne doznania zapewnia Mi kontemplacja pidginowej koncepcji rozmów w zakładkach.
Rozmowy w zakładkach można zwizualizować prosto: wyobraź Sobie, że rozmawiasz w danej chwili z kilkoma osobami jednocześnie. Pidgin zaprezentuje Ci te rozmowy w jednym oknie, zorganizowane w zakładkach, pomiędzy którymi możesz przełączać się wygodnym (oraz uniwersalnym) skrótem klawiszowym CTRL+TAB. Jeśli się jednak dobrze przyjrzeć, w jaki sposób działa tutaj CTRL+TAB podczas rozmowy z kilkoma osobami, zauważysz iż w sytuacji, kiedy rozmawiasz aktualnie na pierwszej zakładce, a osoba z czwartej zakładki napisała do Ciebie właśnie nową wiadomość, pojedyncze wykonanie skrótu CTRL+TAB przeniesie Cię od razu do czwartej zakładki. Jeśli będziesz więc na czwartej zakładce, a nowa wypowiedź nadejdzie teraz od osoby z zakładki nr 2, pojedyncze wykonanie skrótu CTRL+TAB przeniesie CIę od razu do zakładki drugiej. To jednak nie wszystko: jeśli zostałeś/aś na drugiej zakładce, ale zminimalizowałeś/aś okno Pidgina, aby np. przez chwilę pooglądać Sobie strony internetowe - a w międzyczasie napisała do Ciebie osoba z zakładki nr 4 - kiedy przywrócisz okno Pidgina, zobaczysz otwartą... zakładkę nr 4 (!). Czyż to nie piękne? Jak myślisz, jak wiele oszczędza Ci czasu i energii klikania ?
Rozmowa w programie Pidgin.
Okular - czytnik PDF
Ostatnio otworzyłem jakiegoś e-booka w tym właśnie programie, pod kontrolą systemu OpenSUSE Linux. Na pierwszy rzut oka wygląda stereotypowo i przewidywalnie: główne okno programu zajmuje wyświetlany PDF, wąski lewy pionowy pasek natomiast przeznaczony jest na miniaturki stron. Użyteczny sęk tkwi jednak w tym, iż po pierwsze: program od razu na starcie dopasowuje automatycznie wymiar wyświetlanej strony tak, aby zajęła możliwie największą dostępną przestrzeń (dzięki czemu np. tekst e-booka jest najbardziej czytelny), po drugie natomiast - i tu prawdziwa rewelacja - na pasku z miniaturkami po lewej prezentuje, która część danej strony jest aktualnie widoczna na ekranie (zaznacza tą część lekkim podświetleniem, które przesuwa się podczas czytania = przewijania stron). Czegoś takiego nie widziałem w innych czytnikach PDFów, a kojarzy Mi się z... "Nawigatorem" Photoshopa (miniatura zdjęcia, na której zaznaczony jest aktualnie oglądany obszar - mówiąc pokrótce).
To jednak nie wszystkie uroki użyteczności, którymi błogosławi Nas ten niepozorny linuxowy program, jeżeli bowiem już czytamy tego Naszego e-booka (na ciężkim notebooke'u z podstawką chłodzącą i jeszcze jedną... ok. 4,5 kg w Moim przypadku ) i zamykamy program na stronie 17-stej - kiedy otworzymy Naszego e-booka po raz kolejny, program ów otworzy go również na stronie 17-stej, dokładnie tam gdzie ostatnio przerwaliśmy. Boskie!
gedit - prosty edytor tekstowy
Prosty edytor tekstowy dla Linuxa - możesz go używać tak pod kontrolą środowiska graficznego GNOME, jak i KDE... pod Ubuntu, Linux Mint, OpenSUSE i nie wiadomo czym jeszcze . Poza tym, że program ów potrafi otwierać kilka plików tekstowych w jednym oknie - organizowanych w zakładkach - potrafi również coś magicznego: otwierać ostatnio przeglądane pliki... dokładnie w tym miejscu, w którym były ostatnio otwarte/edytowane. Wyobraź więc Sobie: poprawiasz jakiś obszerny plik tekstowy w gedit, zamykasz bo nadchodzi weekend, po weekendzie wracasz do pracy z tą niepokojącą myślą, iż będziesz musiał/a przewijać (przewijać i przewijać...) ów plik tak długo, aż wreszcie odnajdziesz moment, na którym ostatnio zakończyłeś/aś pracę, a tu nagle... tekst sam otwiera Ci się od razu w tym miejscu (!). Wówczas dobrze jest po prostu się uśmiechnąć :D .
Program gEdit.
Brak komentarzy:
Co o tym sądzisz?
Moje Audycje:
Projektuję:
Czytam: